UWAŻAJCIE !!! W niektórych komentarzach ukazuje się link do hakowania gry i temu podobne. To SPAM!
Chwilowo poprawiam szablon bloga, za nieudogodnienia przepraszam!

26 grudnia 2016

FanFik świąteczny „I nie liczy się już nic"

Zapraszam do przeczytania krótkiego opowiadanka w klimacie świątecznym. Pierwszy raz pisałam o tej parze, a właściwie pomyślałam o fanfiku z tą parą. Miałam opublikować wcześniej, ale niestety... sami rozumiecie, czas przed świętami jest bardzo ograniczony.
Miłego czytania!
Wokół mrugały kolorowe światła, przemieszczali rozradowani ludzie, sączyły zapachy jedzenia, a przede wszystkim, rozprzestrzeniała się świąteczna atmosfera. Pośród tego zgiełku spacerowała para młodych ludzi. Dziewczyna ubrana w dopasowany ciemny kożuch, chłopak w długi do kolan elegancki płaszcz. Szli dość blisko siebie, aby każdy wiedział, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń.
- Jakie piękne! - zachwyciła się dziewczyna, kiedy mijali wystawę z porcelaną. Na stoisku były ułożone ręcznie malowane filiżanki, talerzyki i figurki.
- Czy ten renifer nie jest śliczny? - podniosła do góry małą figurkę i obejrzała z każdej strony.
- Tak, bardzo delikatny - przyznał chłopak.
- Mhm - przytaknęła, odstawiając ozdóbkę na miejsce.
- Może masz ochotę na coś słodkiego, Rozalio? - zaproponował Leo. - Tam są pierniki.
- Jasne, chodźmy!
Pogratulował sobie w duchu za odwagę. W obliczu tak pięknej dziewczyny miał problem z koncentracją i wrodzoną nieśmiałością. A musiał się wykazać, ponieważ chciał, aby to ostatnie już przed świętami spotkanie zapadło w ich pamięci na zawsze.
- Na którego masz ochotę? - zapytał, gdy dotarli do stoiska, które było przepełnione najróżniejszymi pod względem koloru i kształtu pierniczkami.
- Wezmę żółtego aniołka...
- Proszę! - zagadnął sprzedawca. - Które zapakować?
- Ja poproszę tego. - Wskazała upatrzonego piernika.
- Dla pana? - dopytywał sprzedawca, gdy już podał dziewczynie torebkę z ciastkiem.
- Poproszę tamtego, w granatowej polewie.
- Proszę bardzo! - mężczyzna podał chłopakowi paczuszkę i odebrał banknot.
- Znajdziemy jakieś miejsce, aby to zjeść? - zagadnął towarzyszkę, kiedy oddalili się od straganu z piernikami. Prawie zapytał o „ustronne" miejsce, jednak uznał to za zbyt jednoznaczne określenie, a na to nie mógł sobie pozwolić.
- Tak, jestem głodna - przyznała, chwytając go pod ramię. - Prowadź!
Chłopak rozejrzał się wokół. Plac był otoczony barwnymi straganami, wszędzie kręcili się ludzie. Gdzie możemy spokojnie odpocząć? Nagle zauważył, że po drugiej stronie placu jest coś, co przypomina wesołe miasteczko, ale takie miniaturowe. Karuzela, stoiska ze strzelaniem do celu i wielka dmuchana zjeżdżalnia. Nie to jednak było jego celem. Tuż obok placu zabaw rozpościerał się park, którego część drzew była ozdobiona lampkami.
- Tam jest park, co ty na to? - wskazał dziewczynie miejsce.
- Słabo stąd widzę, ale może być.
Ruszyli spokojnie we wskazanym kierunku. Po drodze oglądali jeszcze stoiska z przeróżnymi towarami.
- Leo, powiedz mi proszę. Jaki masz pomysł na następną kolekcję? - zagadnęła, kiedy przedostali się przez największy tłum i znaleźli obok karuzeli.
- Mam już pewne plany, a raczej ledwie zaczątki. Chcę, aby te kreacje były lekkie i zwiewne, ale i ciężkie. Taki kontrast, który muszę obmyślić za pomocą doboru materiałów, kolorów i kroju. Ta kolekcja będzie adresowana wiosennemu przebudzeniu...
- Hihi, uwielbiam to! - ścisnęła jego ramię.
- Oh, ale nie powiedziałem zbyt wiele...
- Nie, nie to. To jak ci się oczy świecą, gdy mówisz o swojej pasji.
Jej uśmiech wypełnił jego myśli i na długi czas nie potrafił wrócić do rzeczywistości. Rozalii podobają się moje oczy, pomyślał zadowolony. Czyżbym aż tak się zmieniał, gdy mówię o modzie?
- Chyba jesteśmy na miejscu.
Na te słowa Leo oprzytomniał.
- Ah, racja, tam jest wolna ławeczka.
Usiedli blisko siebie. Zgiełk jarmarku mieli za plecami, za to przed sobą rozpościerały się migoczące w światełkach alejki parku. Co chwilę ktoś przechodził, ale tym się nie przejmowali. Zaczęli pałaszować swoje pierniczki.
- Jaki masz smak? - zagadnął Leo.
- Czuję wanilię, cytrynę, miód i coś... migdały? A twój?
- Trafiłem idealnie, ciemna czekolada, a w niej imbir i troszkę cynamonu.
- To dlaczego jest granatowy? Mogę spróbować?
W pierwszej chwili Leo skamieniał. Oczywiście, że chciał jej dać do spróbowania pierniczka, jednak w jaki sposób? Odłamać kawałek i podać ręką, czy może niech sama sobie odłamie fragment?
- Leo?
- Tak, tak, możesz. - I nim coś dopowiedział, Rozalia chwyciła jego dłoń, w której trzymał ciastko, i przysunęła do swojej twarzy. Ugryzła kawałek i w tym momencie czas dla Leo się zatrzymał. Zagapił się, jak Rozalia odgryza kawałek piernika, a potem stara się utrzymać wargami inny kawałeczek, który ukruszył się i miał spaść. Nieświadomie uniósł wolną dłoń i ujął palcami ów okruch. Wtedy Rozalia zdołała go chwycić ponownie i zjeść. Leo obserwował ją, a w głowie tylko rozmyślał o miękkości jej ust. Gdy spojrzeli sobie w oczy, jak na zawołanie oblali się rumieńcami.
- Prze-przepraszam - wybąkał zawstydzony Leo.
- To-to nic. Chcesz spróbować mojego? - Podniosła do góry swojego pierniczka, lecz usilnie nie patrzyła mu w oczy.
- Poproszę.
Poczekał, aż podsunie piernika pod jego usta, wtedy ugryzł kawałek i połknął.
- Masz rację, ten czwarty smak to jakby migdały.
- Prawda? A twój taki... świąteczny. Mam na myśli herbatę świąteczną, z pomarańczą, goździkami, imbirem, cynamonem, konfiturą. Taka typowo rozgrzewająca na święta.
- Prawie jak grzaniec.
- Co?
- Grzane wino, ale to innym razem.
- To co tym razem? - zapytała, kiedy już zjedli pierniki.
- Właściwie mam dla ciebie niespodziankę. Tylko że musimy przejść za park, gdzieś... tam. - Wskazał punkt w głębi parku.
- No dobrze.
Widział po jej minie, że jest zaskoczona. Może pomyślała o prezencie? Ale to co wymyślił miało być takim prezentem, tylko czy ten pomysł wypali.
- Nie spieszmy się. Opowiedz mi o swoich planach na najbliższy czas. - Zaproponował po chwili ciszy.
Rozalia zamyśliła się na moment. Pewnie wciąż zastanawiała się nad jego niespodzianką.
- Nie wiem, myślałam na razie o najbliższych sprawdzianach, bo niedługo koniec semestru. Ale z wolnego, to w sylwestra jadę do koleżanki... a później, sama nie wiem.
- Hmm, ja w sylwestra będę z Lysandrem u rodziców. Obiecaliśmy, że będziemy przez całe święta aż do Nowego Roku.
- To długo się nie zobaczymy. - Posmutniała nagle.
- Niestety.
Aby dodać jej otuchy, chwycił jej dłoń, splatając palce. Oboje zamilkli. Każde z nich cieszyło się tą drugą osobą, i tym, że szli razem, trzymając się za ręce. Zaczął padać śnieg. Oboje zapatrzyli się w bajkową okolicę jak oczarowani.
- Wiesz co, Leo? - zagadnęła Rozalia.
- Tak?
- Bardzo dziękuję, że mnie zaprosiłeś na to spotkanie. Jest fantastycznie!
Po raz kolejny nie mógł oderwać wzroku od jej cudownego uśmiechu.
- N-nie zawstydzaj mnie! - mruknęła cicho i odwróciła głowę.
- Ah, przepraszam. Jesteś piękna.
Ponownie spłonęli rumieńcami i na dłuższą chwilę zamilkli.
Spacer trwał jeszcze kilka minut. Oboje niewiele się odzywali, ponieważ atmosfera pomiędzy nimi rosła i powodowała coraz częstsze zawstydzenia.
- Już jesteśmy, to tam - oznajmił po pewnym czasie Leo.
- Ale co? - zaciekawiła się.
- Moja niespodzianka. Mam nadzieję, że umiesz jeździć na łyżwach?
Niedaleko za drzewami było sztuczne lodowisko, na którym jeździło sporo ludzi.
- Oh, nie przypuszczałem, że będą takie tłumy, ale...
- N-nie.
- Co? - spojrzał na nią.
- Przepraszam, Leo, ale ja nie lubię...
- Tłumów?
- Nie, łyżew.
- Oh. - Poczuł żal. Jego niespodzianka nie była trafiona. - Ale, może... Nie umiesz, czy boisz się?
- Nie lubię i boję się. - Odwróciła wzrok.
- Rozalio, przepraszam. Nie widziałem. Jeśli masz złe wspomnienia, to przepraszam, że je przywołuję. To miał być prezent dla ciebie z okazji świąt, ale możemy wybrać coś innego, coś na jarmarku?
- Nie, nie, przestań! - uśmiechnęła się nagle. - Przecież nie wiedziałeś. Z resztą i tak jest dość późno... te pierniczki były bardzo smaczne i jak dla mnie w sam raz na taki dzień!
Popsułem jej humor, pomyślał smutno. A miało być idealnie.
- Masz rację, już późna pora. Niedługo będę musiał wracać do domu, żeby zabrać Lysandra do rodziców. Ale wcześniej odprowadzę ciebie i... - Odsunął lekko łokieć, by chwyciła go pod ramię. Przyjęła zaproszenie, jednak jej mina nie była już taka pewna jak wcześniej. Czyżby się obwiniała?
- Nie dąsaj się, przecież ten wieczór i tak jest wspaniały.
- Zniszczyłam twój prezent - mruknęła pod nosem. - Ale racja, nie myślmy o tym! Powiedz mi, co szykujesz na naszą następną randkę! - wyszczerzyła się i ten uśmiech Leo uznał za szczery.
Zamyślił się nerwowo. Nie chciał, by to spotkanie zostało zapamiętane w taki sposób, ale co na to mógł. Podczas snucia planu na kolejne spotkanie, obmyślał plan naprawy swego błędu.
Wyszli przez park i udali się na przystanek autobusowy. Potem zostały do przejścia trzy przecznice. Atmosfera się rozluźniła, a rozmowa nagle jakby nie miała końca. Jak gdyby wcześniejsze nieporadne starania przerodziły się w dojrzałe dyskusje. Leo niemal zapomniał o tym, że musi spieszyć się do domu.
- Będziemy musieli wybrać się na zakupy po sylwestrze. Słyszałam, że otwierają nowy butik, a w styczniu na pewno będą promocje - trajkotała Rozalia.
- Chętnie, może zobaczę coś inspirującego.
- Aha! I wiesz co?
- Rozalio - przerwał jej. - O tym kiedy porozmawiamy później, teraz - spojrzał z rozgoryczeniem na zegarek - muszę już iść, ale przed tym chcę dać ci ostatni prezent.
- Ale, mieliśmy sobie nic nie kupować. To znaczy tylko na tym jarmarku. Ja nic dla ciebie nie mam!
Widząc jej zmartwioną minę od razu zaczął protestować.
- Nie, nie! Pamiętam o obietnicy. Z resztą, to akurat nie będzie nic materialnego.
- To znaczy?
Z całą swoją odwagą położył dłoń na jej policzku, następnie przesunął za ucho i wsunął palce we włosy.
- Oh... - wyrwało się Rozalii, a potem ucichła.
Leo pochylił się z delikatnym uśmiechem i pocałował ją w kącik ust. Kiedy rozchyliła lekko wargi, jakby w zaskoczeniu, od razu przysunął swoje i rozpoczął głębszy pocałunek. Wolną ręką objął ją w talii i przysunął do siebie. Przez zmrużone powieki widział, jak jej twarz promienieje z przyjemności i radości. Udało się, pomyślał i była to ostatnia myśl na długi czas. Pocałunek był tak odurzający, że nie wiedział, czy minęła minuta, czy dwadzieścia. Oboje zatraceni nie potrafili się od siebie oderwać. I nie liczyło się już, czy Leo zdąży do domu, czy Lysander się niecierpliwi, czy ktoś obok przechodzi i się gapi, ani nawet to, że padający śnieg usypał grubą warstwę na ich ramionach i głowach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie możesz komentować?
Przejdź do zakładki „ASK ME" w menu.